Estonia
Estonia to zapach ciemnego chleba w średniowiecznej scenerii.
Jedziemy do Tallina…gdzie jedziecie do Konina, Stalina?
To były najczęstsze reakcje naszych znajomych na informacje o wyjeździe do Estonii.
Wstyd się przyznać ale my o Estonii wiedzieliśmy tylko, że to była republika ZSSR i że obecnie to bałtycki tygrys ekonomii, który jak pierwszy eks-sowiecki kraj przyjął Euro. Na ryku starego miasta spotykamy wielu Finów, Szwedów nikogo z Polski. Jeszcze kilka lat temu Tallin był miejscem na wieczory kawalerskie młodych Skandynawów, nazywanych z żartem „nasi czworonożni przyjaciele”. Głównym powodem był tani alkohol oraz duża ilość klubów ze stripteasem. Dzisiaj dominują tu już zwykli turyści choć nadal ilość sex shopów na metr kwadratowy może dorównywać chyba tylko Bangkokowi.
W przewodniku czytamy, że to najlepiej zachowane średniowieczne miasto w Europie. I nie rozczarowujemy się. Kilka dni spędzamy na włóczeniu się po średniowiecznych uliczkach, za każdym rogiem odkrywając nowe mieszczańskie kamienice oraz liczne restauracje. Tallin wyrósł z handlu, jako miasto hanzeatyckie było jednym z ważniejszych na północnych szlakach handlowych. Średniowieczną mapę z czasów hanzeatyckich podziwiamy w restauracji Olde Hansa. Kelnerzy w strojach z epoki, wnętrza oświetlone tylko świeczkami. Wracamy tu kilkakrotnie i za każdym razem czujemy się jakbyśmy podpatrywali postaci z obrazów Vermeera lub Rembrandta. W centrum Starego Miasta stoi ratusz, jeden z najpiękniejszych gotyckich budowli w Europie. Mi najbardziej podoba się jego wieża, która zdecydowanie nie wygląda jak ze średniowiecza. Podobno budowniczy zobaczył na obrazach arabskie minarety i zapragnął właśnie w tym stylu wybudować wieżę. Udało mu się dodać trochę egzotyki do tych północnych części Europy.
Kulinarna strona Estonii to dla nas całkowite zaskoczenie. Nieważne czy to droga restauracja czy budka z bułkami ze śledziem zawsze jedzenie jest przepyszne. Na śniadanie kilka typów śledzi, szprotki, łosoś a do tego sałatka ziemniaczana. Na lunch kanapka z ciemnego, żytniego chleba z cebulą i oczywiście śledziem, potem tort rybny. Dlaczego w Polsce nie ma takiego wyboru ryb, przecież mamy to samo morze?
Rosyjski problem
Rosyjskie panowanie nad Estonia trwało ponad 300 lat, chociaż przed pierwszą wojną światową ich liczba wynosiła tylko 5% . Włączenie Estonii do ZSSR zmieniło bieg historii gdyż w roku 1989 liczba ta wynosiła aż 50%. Dzisiaj na ulicy często słychać język rosyjski, ta mniejszość to aż 30% mieszkańców, jednak kwestia przyjaźni estońsko-rosyjskiej pozostaje trudnym tematem
Ślady rosyjskości w architekturze to na szczęście nie tylko smutne ekssowieckie blokowiska przypominające Ursynów ale również obecny parlament i górująca nad miastem przepiękna cerkiew pod wezwaniem Aleksandra Newskiego. To, że widać ja właściwie z każdego miejsca w Tallinie to nie jest przypadek, Rosjanie wszędzie również w prowincjach podbitych chcieli zaznaczyć swoje panowanie poprzez wznoszenie monumentalnych cerkwi.
Ślady rosyjskości w kuchni to na pewno pielmieni, soljanki oraz liczne rosyjskie restauracje, w których można zjeść nawet niedźwiedzia brunatnego.
Ze stolicy jedziemy do wschodniej części Estonii, aby poznać wiejska cześć tego kraju. W stolicy mieszka aż 30% mieszkańców ale aby poznać ten kraj musisz wyjechać poza miasto. Nasze pierwsze wrażeń to jak tu płasko i zielono. Momentami czujemy się jak na Mazowszu tylko jest jeszcze bardziej płasko no i nie ma wierzb, za to jest więcej brzóz.
Przyjeżdżamy do Tartu, tylko co tutaj robią polskie flagi?
Tartu dla nas jest biało-czerwonym miastem, chociaż dopiero drugiego dnia dowiadujemy się, ze te flagi to nie znaczy ze jest to miasto partnerskie Polski tylko to wpływ Stefana Batorego. Miasto to w XVI wieku było częścią Rzeczpospolitej Polskiej i wówczas to uzyskało prawo do używania tych barw nadane przez naszego króla.
I chociaż Polskę i Estonie dzieli obecnie nie jedna ale trzy granice to kolejne bliskie związki z naszym krajem znajdujemy na Uniwersytecie. Odegrał on dużą rolę w kształceniu Polaków po zlikwidowaniu przez Rosję uniwersytetów w Rzeczpospolitej. I mimo, ze teoretycznie był on nadal w zaborze rosyjskim to miał bardzo liberalną politykę i językiem wykładowym był tutaj niemiecki. Słynie absolwenci to Tytus Chałubiński, Benedykt Dybowski, Stanisław Wojciechowski – prezydent RP.
Na rynku miasta całująca się para pod parasolem. Stoją pod ratuszem na którym zegar umieszczono aby studenci się nie spóźniali na zajęcia. Z boku ratusza sierp i młot, kolejny kawałek pomieszanej historii.
Wieczór w Tartu spędzamy we wnętrzach prochowni, która obecnie mieści lokal Pussirohukelder. W księdze Guinnessa zapisany jako najwyższy pub świata. Pijemy lokalne piwo na balkonie zawieszonym w połowie wysokości. Wokół średniowieczne mury – klimat jak z Umberto Ecco.
Ciemny chleb, śledzie, ciemne piwo to zapachy Estonii, które przywieziemy do domu. Plus miski. Jedne wycięte z pogiętych pni brzozy kolejne wypalane z gliny lekko krzywawe, nieregularne takie jak były w średniowieczu. Kupujemy je w sklepie w średniowiecznych murach. To najlepsze pamiątki z podróży, serwowane w nich dania mają dla nas zapach Estonii.