Angola – las ogromnych baobabów w najdroższym państwie świata
Wiza do krajów afrykańskich to zawsze wypełnianie sterty papierków, stanie w kolejkach oraz co najmniej 2 strony w paszporcie. Do tego wszystkiego już się przyzwyczailiśmy, jednak wiza do Angoli wymagała to było nowe doświadczenie. Kiedy nasze podanie o wizę zostało odrzucone poczułam się prawie jak nielegalny emigrant, którego nie chcą wpuścić do danego kraju, gdyż władze obawiają się, że rozpocznie nielegalną pracę.
Tylko co ja bym mogła robić w Angoli??? Kolejne podejście do wizy, znowu… nie ten kolor długopisu, a podanie jest po angielsku nie portugalsku. Po raz kolejny mam przekonanie, że ambasador Angoli w Warszawie jest przekonany, że chyba chcemy tam wyemigrować na stałe.
Po drugiej nieudanej próbie uzyskania wizy czytam ranking internetowy „Kraje na świecie do których najtrudniej się dostać”. Miejsce 3 zajmuje Afganistan, miejsce 2 Arabia Saudyjska, zaś miejsce 1 to Angola. Powoli zaczynam rozumieć kraj do którego jadę. Ogromne złoża ropy naftowej to szansa, która przyciągają tutaj nielegalnych emigrantów z Konga, Nigerii, Kamerunu i Czadu. Wszyscy oni ciągną do Luandy – stolicy Angoli zwabieni obietnicą petrodolarów i lepszego życia.
Koszty to kolejny aspekt naszej podróży do Angoli. Według rankingu CNN Luanda to najdroższe miasto, nie Afryki ale świata. Nie zmienia to faktu, że większość mieszkańców tego kraju żyje na przedmieściach, w ubóstwie. Kilka lat temu najdroższym miastem świata było Tokio, Moskwa teraz jest to stolica państwa w Afryce Środkowej.
Angola to obecnie kraj numer 1 w produkcji ropy naftowej. To kraj w Afryce, z którego wywieziono największą liczbę niewolników, zaś 27 letnia wojna domowa zniszczyła wszystko. Dzisiaj każdy towar tutaj musi być importowany. Safari tutaj są najdroższe w Afryce, gdyż słonie teraz muszą być importowane z RPA (te lokalne zostały wybite w czasie wojny domowej).
Portugalczycy przybyli do wybrzeża Angoli w XV wieku, szukali złota, zaś znaleźli tanią siłę roboczą. Ich żądza zarobku wykończyła to państwo, z którego zostało sprzedanych 4 mln niewolników głównie do Brazylii. To tak połączyły się kontynenty,zaś Angola to do dzisiaj jeden z najmniej zaludnionych państw świata.
60 km od stolicy nad rzeką Kwanza zatrzymujemy się w miejscu raju dla wędkarzy. Kilkanaście minut łowienia ryb i potem przeogromne ryby słodkowodne trafiają na stół. Ich nazw nie jestem w stanie powtórzyć w żadnym języku. Jedząc pyszną kolację łatwo zapomnieć, że to właśnie wzdłuż tej rzeki miał miejsce największy na świecie spęd niewolników. Była to droga, którą prowadzono zniewoloną, lokalną ludność do portu aby ich następnie wywieść na inny kontynent.
W Angoli staramy się podróżować śladami Ryszarda Kapuścińskiego i jego książki „Jeszcze dzień z życia”. Pokazuje ona trudne momenty uzyskania niepodległości w latach 1974-75. Portugalczycy opuścili Angolę, jednak nie był to moment wolności, kraj został zaatakowany przez wojska RPA, a następnie sam pogrążył się na 30 lat w wojnie lokalnych plemion.
Kino, w którym Kapuściński oglądał film erotyczny Emanuelle, to dzisiaj betonowe pozostałości ławek i miejsce gdzie kiedyś był ekran. Zaglądamy do hotelu Tivoli, gdzie Kapuściński mieszkał przez kila lat. Wita nas nowoczesna recepcja zaś obsługa w garniturach nigdy nie słyszała o polskim mistrzu reportażu.
W środku Luandy dominują ogromne siedziby BP, Tasco i innych koncernów naftowych, zaś na lotnisku tłumy Chińczyków, którzy przyjechali do pracy na platformach wiertniczych.
– Czy jest tutaj bezpiecznie? Pytamy naszego kierowcę Kisseta
– Tak jest ok, pokój jest od 2002 roku
– A jak wygląda kwestia broni , jest nielegalna?
– No tak jest nielegalna ale każdy ją ma, ja też bez niej nigdzie się nie ruszam
Jednak dla mnie Angola będzie oznaczać las ogromnych baobabów. Do tej pory podróżując po Afryce widzieliśmy pojedyncze baobaby. To taki drzewo, które podobno Pan Bóg postawił do góry nogami i to co widzimy na zewnątrz faktycznie wygląda jak korzenie. W Angoli, zaraz po opuszczeniu Luandy jest ich całe mnóstwo. Ich średnica to ponad 30 metrów. Dla porównania nasz dąb Bartek to tylko 7 metrów.
Angola to prawdziwa czarna Afryka. Przez cały pobyt nie spotykamy żadnych turystów, za to oglądamy najbardziej niesamowitą przyrodę i pięknych ludzi, dla mnie najpiękniejszych w całej Afryce.