Do Porto na porto
Plan był prosty – pojechać do Porto na 1 dzień, napić się porto i pojechać dalej. Zostaliśmy 3 dni i na pewno tutaj wrócimy. Są takie miejsca, że nie spodziewasz się niczego specjalnego, zaś ono okazuje się jednym z najpiękniejszych jakie widziałaś.
Miasto Porto wygląda, jak wąwóz – w dole płynie rzeka Douro. Wszystko co najciekawsze jest albo koło rzeki albo to miejsce, z którego rozciąga się piękny widok na rzekę.
Wielokrotnie wzmacniamy tutaj nasze mięśnie nóg. Z hotelu najpierw schodzimy stromymi uliczkami w dół, a potem z mozołem wdrapujemy się z powrotem.
Pierwszy dzień spędzamy na prawym brzegu miasta w starej dzielnicy Ribeira, której całym urokiem są obdrapane domy. Po drugiej stronie rzeki Douro na wybrzeżu i wzgórzach mieszczą się piwnice, gdzie przechowuje się porto.
Wieczorem dzielnica tętni ludźmi, muzyką i gwarem. Przy kolacji wpatrujemy się w wielkie oświetlone neony na drugim brzegu i uczymy nazw: Calem, Porto Cruz, Saleman, Graham’s, Ferreira, Churchill, Ramos Pinto, Taylor’s, Croft, Ramos Pinto, Vasconcelios, Burmester. Następnego dnia udajemy się na ich zwiedzanie, choć może to zbyt górnolotne słowo na spacer po piwnicy wypełnionej beczkami z porto z lampką w dłoni. Na drugą stronę rzeki przechodzimy słynnym dwupiętrowym mostem Louisa. Nie bez powodu przypomina mi nam wieżę Eiffla ale w poziomie. Został on zaprojektowany ponad 100 lat temu w pracowni tego słynnego architekta.
Do tej pory byłam przekonana, że porto to słodkie wino. Nasz przewodnik Luis, z którym zwiedzamy piwnicę Calem wyprowadza mnie z błędu. Słodka jest tylko najbardziej popularna, najtańsza wersja – ruby, droższe tawny są już bardziej wytrawne. Radkowi oczywiście najbardziej smakują wersja najlepsza czyli LBV – late bottled vintage – najlepsze winogrona, są ugniatane za pomocą stóp i wiele, wiele lat leżakowane w beczkach. Porto powstało całkowicie przez przypadek. Prawie cały XVII wiek Anglia walczyła z Francją. Ponieważ komplikowało to miłość Anglików do wina zdecydowali się oni na import tego napoju z Portugalii. To były czasy kiedy nie używano konserwantów. W czasie rejsu wino transportowane na statkach wino zaczęło się psuć. Sprytni Portugalczycy do beczek dodali mocne brandy – fermentację zatrzymano i powstało pyszne porto.
Trzeba przyznać, że to miasto cudo marketingu, cały świat kojarzy je z Porto, choć tylko się je tutaj leżakuje, nie produkuje. Winogrona są zbierane 100 km stąd w regionie rzeki Douro, skąd kiedyś barkami przywoziło się je kiedyś do piwnic usytuowanych przy samej wodzie Porto. Tam leżakowały w beczkach, w których wcześniej była leżakowana whisky. To właśnie długoletnie leżakowanie nadaje aromat i smak. Jeśli chodzi o kolor znowu niespodzianka – oczywiście jest czerwone ale porto może być również białe i różowe. Na wybrzeżu przy piwnicach oglądamy romantycznie wyglądające łodzie z beczkami. Na żaglach symbole poszczególnych marek.
Kiedyś to właśnie takimi łodziami w beczkach przywożono porto do Porto, gdzie było leżakowane. Dzisiaj wygląda to mniej romantycznie – podjeżdża cysterna pełna wina i wpompowuje je do ogromnych kilkuset litrowych beczek. A potem już trzeba czekać aby dojrzało.. .
Do szamani regionu Francji jechaliśmy tylko aby napić się szampana, do Porto aby napić się porto. Polecamy zwiedzanie świata podążając za smakami, które znasz. Dzięki temu kiedy w domu otwierasz butelkę tego napoju przed oczami w pamięci zobaczysz żółto-czerwone kamienice nad rzeką Doure. Na koniec nasze odkrycie już po powrocie do domu. Kiedy mamy ochotę na dobre porto, również to najlepsze LBV, to w Polsce idziemy do Biedronki. Ta sieć sklepów ma portugalskiego właściciela, który dba o asortyment trunków z tego kraju. Polecamy również wino verde – lekkie portugalskie wino, które mimo, że znaczy zielone tak naprawdę jest lekkim białym winem idealnym na upały.