Kawa na Jawie…z odchodów
Jawa słynie z kawy, zaś my jesteśmy miłośnikami tego napoju, którzy herbatę piją tylko przy przeziębieniu. W Indonezji, na wyspie Jawa próbujemy słynnej odmiany Java ale naszym głównym celem jest skosztowanie najdziwniejszej i najdroższej kawy na świecie Kopi Luwak.
To, że Kopi luwak jest najlepszą kawą na świecie to zasługa bardzo dobrego smaku małego zwierzaka łaskuna zwanego cywetą. Ten ssak, który mi trochę przypomina łasicę żywi się owocami kawowca i ma dar wybierania tych najlepszych. Nie dorównuje mu żaden człowiek, ani komputer. Samych nasion jednak nie trawi tylko miąższ. Lekko nadtrawione nasiona są wydalane. Mieszkańcy Jawy ludność od dawna przeczesuje tropikalne lasy w poszukiwaniu odchodów cywety. Każde skupisko kału jest na wagę złota. Po odnalezieniu, nasiona są oczyszczane i poddaje się je już typowym procesom wypalania.
Zwiedzamy plantację kawy na której zwierzęta są częściowo hodowane. Trzymanie ich w klatkach na stale się nie udaje, bo przestają jeść. Te które widzimy są co noc wypuszczane na poszukiwanie pożywienia, zaś pracownicy plantacji nadal przeszukują plantacje w poszukiwaniu ich odchodów. Zamawiamy filiżankę Kopi luwak. To faktycznie najlepsza kawa jaką pijemy w życiu, ma delikatny lekko czekoladowy smak. Jedynym problemem jest cena – 30 dolarów za małą filiżankę.
Wzmocnieni niesamowitą kawą, następnego dnia o 5 rano wspinamy się na Borobodur. To największa na świecie świątynia buddyjska w środku dżungli na muzułmańskiej Jawie. Jest całkowicie ciemno, opasani obowiązkowym sarongiem (typ spódnicy upiętej z jednego pasa materiału noszony przez kobiety i mężczyzn) wspinamy się stromymi schodami. Nic nie widać, drogę oświetlamy sobie tylko małymi latarkami, schody są strome. Wreszcie docieramy do szczytu gdzie siadamy na kamiennych schodach i czekamy na wschód słońca. W ciemności słyszymy nawoływania i modlitwy muezina z pobliskiego meczetu. Jest ramadan – muzułmański post kiedy powstrzymują się oni od picia i jedzenia od wschodu do zachodu słońca. Wszyscy wstają wtedy bardzo wcześnie aby jeszcze przed wschodem słońca spożyć ostatni posiłek suhur. Powoli się rozjaśnia, mgły się zaczynają podnosić. Najpierw widzimy niesamowitą tropikalną dżungle, a potem jak wygląda budowla na której siedzimy od godziny.
To ogromna niesamowita piramida – największa na świecie budowla buddyjska, która w środku nie ma żadnych pomieszczeń, ale nie jest pusta. Jej wnętrze stanowi skalne wzgórze, które budowniczowie przycięli do swoich potrzeb i obłożyli setkami tysięcy kamieni. Przeznaczona jest do rytualnego obejścia od dołu do góry zgodnie ze wskazówkami zegara przez 10 poziomów i 6 kilometrów.
Zgodnie z tradycją wracamy na dół i zaczynamy od początku. Pierwsze 5 poziomów ma kształt kwadratów i jest zdobione kilometrami płaskorzeźb opowiadających historię bóstw i władców Jawy. Następne górne poziomy są idealnymi kołami, na których umieszczono 72 małe stupy z posągami Buddy w środku. Cała konstrukcja przypomina marzenie dzwonnika, gdyż każda stupa to jak taki misterny dzwon z posągiem Buddy w środku.
Jawa to wyspa wulkanów, zaś cały Borobodur został zbudowany z ponad miliona skał wulkanicznych odpowiednio przyciętych połączonych bez użycia cementu. Dlaczego została wzniesiona w VIII wieku, a co ciekawszego dlaczego porzucono ją w XI wieku i pozwolono aby dżungla zarosła i ukryła ją na następne 600 lat nie wiadomo do dziś. Jest to idealne miejsce aby poczuć się jak Indiana Jones w poszukiwaniu zaginionej świątyni Jawy.